Magdalena Korzekwa-Kaliszuk

Marzenia o miłości i radości...

„Trudno jest żyć bez radości. Codzienność wydaje się wtedy szara, a zwykłe obowiązki stają się nieznośnym ciężarem. Nic i nikt nas nie cieszy.
Im więcej w nas smutku, tym bardziej tęsknimy za radością, a jednocześnie tym bardziej uświadamiamy sobie to, że należy ona nie tylko do
najbardziej upragnionych, ale też do najbardziej deficytowych dóbr na tej ziemi. (…) Radość nie jest ani sensem, ani celem naszego życia,
ale daje nam umocnienie, którego potrzebujemy, by wytrwać w miłości do końca."
Fr. książki: pt. „Niezawodna radość” (Wyd. eSPe, Kraków 2007)

piątek, 25 czerwca 2010

Przeznaczenie czy osobista decyzja? - o miłości, przeznaczeniu i realnej radości (tekst opublikowany w "Przewodniku Katolickim")

Miłość to nie kwestia przeznaczenia. Miłość jest też większa od uczuć, od zakochania, od romantycznych porywów i nastrojów. Nie znaczy to, że miłość pozbawiona jest uczuć i romantyzmu. Przeciwnie, dopiero ten, kto kocha, wznosi się na szczyty najpiękniejszych uczuć i wzruszeń, do jakich zdolny jest człowiek!

Wśród chrześcijan - także tych, którzy samych siebie zaliczają do kręgu ludzi inteligentnych - spotykam wiele przesądów, zabobonów czy przejawów magicznego myślenia. Niektórzy boją się wrócić do domu wtedy, gdy czegoś zapomną, gdyż wierzą, że się im nie powiedzie. Inni wpadają w przerażenie na widok czarnego kota, który właśnie przechodzi na drugą stronę ulicy. Jednym z przejawów magicznego myślenia jest popularne wśród młodych ludzi przekonanie, że gdzieś na tym świecie istnieje moja "druga połówka", czyli osoba wyznaczona mi z góry na żonę czy męża i że moim jedynym zadaniem jest znaleźć "tę" właśnie osobę.


Magdalena Korzekwa

Przeznaczenie czy osobista decyzja?

Wierzyc, że małżeństwo wynika z przeznaczenia
to tak, jakby wierzyć, że ktoś za mnie
decyduje o moim losie

Wśród chrześcijan - także tych, którzy samych siebie zaliczają do kręgu ludzi inteligentnych - spotykam wiele przesądów, zabobonów czy przejawów magicznego myślenia. Niektórzy boją się wrócić do domu wtedy, gdy czegoś zapomną, gdyż wierzą, że się im nie powiedzie. Inni wpadają w przerażenie na widok czarnego kota, który właśnie przechodzi na drugą stronę ulicy. Jednym z przejawów magicznego myślenia jest popularne wśród młodych ludzi przekonanie, że gdzieś na tym świecie istnieje moja "druga połówka", czyli osoba wyznaczona mi z góry na żonę czy męża i że moim jedynym zadaniem jest znaleźć "tę" właśnie osobę.
    
Bóg nie decyduje za nas!

Ci, którzy myślą w taki magiczny sposób, nie zastanawiają się zwykle nad konsekwencjami swoich naiwnych przekonań. Pojawia się najpierw pytanie o to, kto czy co miałoby wyznaczać nam "tę" drugą osobę. Przeznaczenie? Przypadek? Ślepy los? Tego typu wiara jest typowa dla ateistów. A może to sam Bóg "wyznacza" nam tę drugą osobę? Otóż, gdyby Bóg to czynił, małżeństwo byłoby nieważne. Przecież w składanej sobie nawzajem przysiędze narzeczeni nie deklarują, że to Bóg zesłał im siebie nawzajem, lecz że to oni sami - świadomie i dobrowolnie! - wybierają tę drugą osobę na żonę czy męża. "Biorę ciebie za żonę/za męża" - te słowa wyrażają osobistą decyzję: kocham właśnie ciebie, bo tak właśnie chcę i decyduję. Nikt mnie do takiej decyzji nie zmusza, ani nikt mi takiej decyzji nawet nie sugeruje. Małżeństwo jest zawarte ważnie jedynie wtedy, gdy ona i on podejmują decyzję w sposób autonomiczny, bez nacisków z zewnątrz.

Odpowiedzialny Bóg czy człowiek?

Gdyby Bóg wyznaczał mi małżonka, to mogłabym mieć do Boga pretensje o wszystkie złe cechy osoby, z którą się pobieram. Gdyby to Bóg "wyznaczył" mi męża, to On, jako kochający Rodzic, powinien zadbać o to, żeby ta "przeznaczona" mi osoba była dojrzała, dobra i mądra. Musiałby więc odebrać tej osobie wolność i na siłę uczynić z niej kogoś, komu mogłabym zawierzyć mój własny los i los moich przyszłych dzieci. Tymczasem Bóg zostawia każdemu z nas wolność. Kocha nas i uczy kochać, ale nie przymusza do miłości, gdyż do miłości nikogo przymusić się nie da. Wielkość człowieka polega na tym, że nikt za niego nie może zdecydować o jego postawie i o jego losie. Niektórzy ludzie wykorzystują wolność po to, być stać się świętymi. Inni postępują w sposób, który prowadzi do krzywd i cierpień. Bóg zachęca nas do stanowczości w dobru: mam być gorąca, a nie letnia! Gdy podejmę decyzję o zawarciu małżeństwa z danym mężczyzną, to uczynię to na własną odpowiedzialność i na własne ryzyko. Powinnam wykorzystać moją inteligencję, wiedzę i doświadczenie po to, by upewnić się, czy ten mężczyzna już tu i teraz kocha mnie tak mocno, że będzie chciał i umiał chronić mnie w każdej sytuacji aż do śmierci.

Obojętny Bóg?
Jaka jest więc rola Boga wtedy, gdy dziewczyna lub chłopak stoją w obliczu decyzji o małżeństwie, skoro Bóg nie decyduje wtedy za nas i nie odbiera nam wolności? Oczywiście Bóg nie pozostaje obojętnym obserwatorem. Każdemu z narzeczonych proponuje prawdziwą przyjaźń po to, by ona i on dorastali do tej największej miłości, jaką będą sobie ślubowali. Ponadto, Bóg podpowiada mi jasne kryteria, w oparciu o które powinnam zdecydować, czy będzie to roztropne, jeśli zwiążę się z tym właśnie mężczyzną, który marzy o małżeństwie ze mną. Bóg upewnia każdego z nas o tym, że na żonę czy męża warto wybierać tylko kogoś takiego, kto jest z Nim zaprzyjaźniony i kto jest aż tak dojrzały, że nie tylko chce, ale też potrafi dotrzymać najbardziej wymagającej przysięgi miłości, jaką kobieta i mężczyzna mogą sobie złożyć: ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość w dobrej i złej doli oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci! Największą naiwnością jest wiara w to, że ta druga osoba stanie się dojrzała i szczęśliwa... po ślubie.

"Przeznaczona" czy bezcenna?
Gdyby ktoś wybierał na męża czy na żonę tę drugą osobę dlatego, że byłaby mu "przeznaczona", to by znaczyło, że nie traktuje tej osoby jak bezcennego skarbu, czyli jak kogoś, kto godzien jest miłości z samego faktu, że istnieje jako człowiek kochany przez Boga. W tej wersji "godnymi" miłości byłyby tylko te osoby, które Bóg (los, przypadek?) "przeznaczyłby" komuś na małżonka, a zadaniem tego, kto przygotowuje się do małżeństwa, nie byłoby uczenie się dojrzałej, wiernej, pracowitej miłości, lecz romantyczne poszukiwanie "tej drugiej połówki" choćby na końcu świata... Najbardziej cenimy te skarby i te sukcesy, na które samodzielnie zapracowaliśmy i dlatego największym zwycięstwem nad własnymi słabościami i wątpliwościami jest pokochanie konkretnej osoby oraz podjęcie stanowczej decyzji, że tę właśnie osobę będę chronić do końca ziemskiego życia. Bo tak chcę i już!
           
Ucieczka od odpowiedzialności
Myślenie magiczne, które przejawia się w wierze w to, że małżeństwo opiera się nie na osobistym wyborze, lecz na odkryciu, że ta druga osoba została mi "przeznaczona", to nie tylko przejaw naiwności. To także przejaw ucieczki od odpowiedzialności. Jeśli to ja decyduję - świadomie i dobrowolnie - że wybieram tę drugą osobę na małżonka i że będą ją nieodwołalnie kochać, to tym samym biorę na siebie odpowiedzialność za ewentualne złamanie mojej przysięgi. Ponoszę też wtedy całkowite ryzyko, które płynie z decyzji o małżeństwie. Jeśli ktoś zbyt powierzchownie zweryfikuje przed ślubem kandydata na małżonka i zawrze małżeństwo z kimś, kto mało kocha, to nie może mieć pretensji do Boga czy do "losu", ale do samego siebie. Myślenie magiczne o "przeznaczeniu" w małżeństwie nie jest nigdy przypadkowe. Pojawia się u tych ludzi, którzy mają trudności z podejmowaniem nieodwołalnych decyzji na zawsze i z dochowaniem wierności złożonej przysiędze.

Więcej niż decyzja, a nie przeznaczenie
Miłość to nie kwestia przeznaczenia. Miłość jest też większa od uczuć, od zakochania, od romantycznych porywów i nastrojów. Nie znaczy to, że miłość pozbawiona jest uczuć i romantyzmu. Przeciwnie, dopiero ten, kto kocha, wznosi się na szczyty najpiękniejszych uczuć i wzruszeń, do jakich zdolny jest człowiek! Przełomowym momentem w rodzącej się miłości między nim a nią jest decyzja, że odtąd chcę się o tę drugą osobę troszczyć na zawsze. W "Niebieskiej piosence" Grzegorz Tomczak opowiada Bogu o swojej miłości do żony: o tym, w jaki sposób pomagał żonie, gdy "oczy miała mokre", jak ją chronił, jak okazywał jej miłość. Przytacza wtedy najkrótszą chyba definicję miłości małżeńskiej: "zawsze byłem z Tobą, bo chciałem tak i już!"'
Małżeństwo opiera się na decyzji, chociaż bogactwo miłości nie wyczerpuje się w samej tylko decyzji. Wcześniej – nieraz przez wiele lat – ona i on cieszą się sobą i wzruszają, okazują sobie radość i wzruszenie z bliska i z daleka, piszą do siebie listy i układają o sobie nawzajem wiersze, dodają sobie otuchy w trudnych chwilach, budują wspólny świat wartości, ideałów i marzeń. Dopóki jednak obie strony nie zdecydują się złożyć sobie przysięgi małżeńskiej, dopóty ich miłość nie osiąga pełni, nie wchodzi w fazę postaw nieodwołalnych i niezawodnych. Właśnie dlatego przed przysięgą małżeńską ona i on nie powinni mieszkać razem. Nie zdecydowali przecież jeszcze – publicznie i na piśmie – że chcą być ze sobą na zawsze. I że chcą tak, bo sami tak decydują, a nie dlatego, że los tak za nich zdecydował, "wyznaczając" im tę drugą osobę.