Magdalena Korzekwa-Kaliszuk

Marzenia o miłości i radości...

„Trudno jest żyć bez radości. Codzienność wydaje się wtedy szara, a zwykłe obowiązki stają się nieznośnym ciężarem. Nic i nikt nas nie cieszy.
Im więcej w nas smutku, tym bardziej tęsknimy za radością, a jednocześnie tym bardziej uświadamiamy sobie to, że należy ona nie tylko do
najbardziej upragnionych, ale też do najbardziej deficytowych dóbr na tej ziemi. (…) Radość nie jest ani sensem, ani celem naszego życia,
ale daje nam umocnienie, którego potrzebujemy, by wytrwać w miłości do końca."
Fr. książki: pt. „Niezawodna radość” (Wyd. eSPe, Kraków 2007)

piątek, 6 sierpnia 2010

Kobieta, mężczyzna i miłość

Mężczyzna kocha kobietę wtedy, gdy żyje dla niej, a nie przy niej.

           S
erce szczęśliwej kobiety może zdobyć tylko ten, kto okazuje jej miłość, ale nie usiłuje za nią decydować, czy zdobył jej serce. Szczęśliwa dziewczyna nie zawierzy losu swego i swoich dzieci komuś, kto ma najmniejsze choćby wątpliwości co do tego, że małżeństwo oznacza więź najważniejszą i nierozerwalną. Tylko ta przysięga małżeńska, jaką proponuje Kościół katolicki, jest zgodna z pragnieniami oraz ideałami tych narzeczonych, którzy pragną kochać siebie wzajemnie w sposób wierny i nieodwołalny. 






            Wolni, by kochać

            Bóg stworzył wszystko w relacji: słońce do planet, morze do ziemi, dzień do nocy… Ale tylko człowiekowi dał wolność, gdyż nie marzył o posiadaniu niewolników, ale o spotkaniu z przyjaciółmi. Wolność to szansa na miłość. Właśnie dlatego najgroźniejszą formą zniewolenia dla człowieka jest egoizm, czyli uzależnienie od samego siebie. Bóg zostawia nam wolność. Traktuje ten dar aż tak poważnie, że nie zabiera nam wolności nawet wtedy, gdy skazujemy Go na śmierć. Daje nam przykład korzystania z wolności: od początku historii wiąże się z ludźmi, znajduje radość w kontakcie z nami, bo nas kocha (por. Pwt 7, 7). Jednocześnie przypomina nam o tym, że nie zmusza nas nawet do dobra: jeśli chcesz, pójdź za mną! Jeśli chcesz… W Eucharystii znajduje taki sposób bycia z nami, że każdy człowiek w każdym zakątku świata może spotykać się z Nim twarzą w twarz i sercem w serce. Spotykanie się poprzez miłość to DNA każdego człowieka. Takiego DNA nie ma żadne zwierzę, choćby biologicznie było bardzo podobne do człowieka, gdyż warunkiem posiadania DNA miłości jest wolność, której w widzialnym świecie nie ma żaden przedmiot, żadna roślina ani żadne zwierzę.

            Zakochanie, romansowanie czy miłość?

            Wielu spośród moich rówieśników w gronie studentów wierzy w to, że zakochanie to szczyt miłości i szczęścia. W rzeczywistości okres zakochania to poważna - chociaż w wielu przejawach wzruszająca! - próba życiowa, z której nie wszyscy wychodzą zwycięsko. Najmocniej i najbardziej radośnie zakochują się ludzie szlachetni i zaprzyjaźnieni z Bogiem, gdyż noszą w sobie i chronią wrażliwość, subtelność i czułość trudno osiągalną dla innych ludzi. Tacy ludzie mają szansę na przejście od zakochania do miłości, gdyż – jak słusznie zauważa Francois Mauriac - „kochać kogoś to znaczy widzieć w nim cuda dla innych niedostrzegalne” . Zakochanie to wyjątkowe zauroczenie drugą osobą. To wyjście na spotkanie kogoś, kto nas fascynuje i z kim jest nam w życiu po drodze. To radosne pragnienie bycia ciągle blisko siebie. To nadzieja na wspólne spełnienie marzeń o domu, w którym wszystko cieszy i w którym wszystko jest piękne. To wzruszająca obietnica szczęścia. „Miłość polega na tym, że istoty absolutnie samoistne nie mogą bez siebie żyć” (ks. Józef Tischner). Zakochani doświadczają tej prawdy w wyjątkowo intensywny sposób. Aż tak intensywny, że przestają być „absolutnie samoistni”. Przeciwnie, dopóki trwa zakochanie, są od siebie niemal we wszystkim zależni. Czasem jest to zależność jednostronna, a przez to jeszcze bardziej widoczna. Dzieje się tak w przypadku zakochania, którego nie odwzajemnia ta druga strona.

            Sporo jest takich ludzi, których zakochanie skończyło się rozczarowaniem, a nawet poważna krzywdą i długim okresem cierpienia. Nie wynika to z samego faktu, że ktoś był zakochany, ale z tego powodu, że ktoś z zakochanych pomylił miłość z nastrojami, z randkami  czy ze współżyciem seksualnym. Wtedy radosne zakochanie stopniowo zmienia się w bolesne cierpienie. Zakochanie może stać się początkiem podróży do krainy miłości tylko wtedy, gdy dla obojga podróżujących kompasem nie są uczucia czy popędy, lecz szacunek do samego siebie i do tej drugiej osoby. Zakochanie jest znakiem tego, że ktoś jest jeszcze w drodze do miłości i że nie osiągnął jeszcze pełnej dojrzałości. Właśnie dlatego zakochanie nie stanowi podstawy do decyzji o małżeństwie. Małżonkowie ślubują sobie miłość, a nie zakochanie. O tym, że zakochanie nie oznacza jeszcze osiągnięcia dojrzałości, świadczy już sam przedrostek „za”. Zakochanie - podobnie jak zakrzyczenie, zapędzenie czy zaspanie – oznacza sytuację, w której czegoś jest za dużo, a czegoś za mało. W zakochaniu za dużo jest skupiania się na przeżyciach, a za mało emocjonalnej niezależności i racjonalnego myślenia. Nie bez przyczyny mówi się, że zakochany to ktoś, komu ta druga osoba „zawróciła w głowie”. Największe rozczarowanie pojawia się wtedy, gdy ktoś pomyli zakochanie z romansowaniem. Kto szuka miłości, ten nigdy nie szuka romansu! Romansowanie to degradacja zakochania. To uleganie pożądaniu czy bawienie się kosztem tej drugiej osoby, zamiast fascynować się jej istnieniem i jej godnością. Różnica między miłością a romansem jest równie wielka, jak między czułością a wyuzdaniem. Czułość, która wynika z miłości, cieszy i umacnia, a bliskość, która jest wynikiem romansowania czy pożądania, niepokoi i rani. Kto myśli, że czułość w zakochaniu jest większa niż czułość w miłości, ten jeszcze nigdy nie kochał. Najbardziej czuły jest ten mężczyzna, który uczy się czułości od kobiety, dla której ważniejsza jest czułość słów i zachowań, czułość troski i znaków pamięci na odległość, niż czułość gestów, przytuleń czy pocałunków.

             Zakochani potrzebują przyjaciół


            Zakochani dążą do bycia razem i do izolowania się od innych ludzi. Najlepiej i najpewniej czują się wtedy, gdy obok nie ma innych osób. Nie jest to groźne dla tych zakochanych, którzy osiągnęli już duży stopień dojrzałości i którzy mają serdeczną więź z Bogiem, z rodzicami i z samymi sobą. Bycie sam na sam jest natomiast groźne dla tych zakochanych, którzy są niedojrzali, mają zaledwie po kilkanaście lat, a z domów rodzinnych nie wynieśli wzorów dojrzałej miłości ani zasad budowania szlachetnej więzi między kobietą i mężczyzną. Najbardziej niebezpieczna sytuacja jest wtedy, gdy jedna ze stron wręcz żąda od tej drugiej osoby zerwania więzi z Bogiem i z rodziną. Zwykle taka osoba okazuje się krzywdzicielem, który wie, że najłatwiej jest krzywdzić osoby, które nie są chronione przez przyjaciół. Im bardziej ktoś z zakochanych już umie kochać, tym mniej ryzykuje, że zawierzy swój los komuś, kto kochać nie chce czy nie umie. Najbardziej radośnie przeżywa zakochanie ten, którego więź z Bogiem jest silniejsza i jeszcze bardziej serdeczna niż więź z osobą, w której się zakochał.

            Niektórzy zakochani krzywdzą siebie i tę drugą osobę przez to, że są niecierpliwi w budowaniu coraz bardziej intymnej bliskości. Chcą już na przysłowiowej pierwszej randce wszystko o sobie powiedzieć, mieć pewność, że to już „ta” osoba i doświadczać wzajemnej czułości, jaka jest roztropna dopiero w następnych fazach budowania więzi. Im dłużej chłopak czeka na list od dziewczyny, tym uważniej go czyta, a im dłużej czeka na spotkanie z nią, tym bardziej upewnia się o tym, że ją kocha. Potrzebna jest cierpliwość i rozwaga w przechodzeniu od czułości słów i znaków miłości do czułości fizycznej. Między zakochaniem a miłością jest podobna różnica, jak między trzymaniem czyjejś ręki, a trzymaniem kogoś za rękę. Najdalej od miłości jest mężczyzna, który kieruje się pożądaniem i kobieta, która kieruje się uczuciami. Pierwszym sprawdzianem męskości mężczyzny jest jego zdolność panowania nad swoim popędem seksualnym. Najbardziej interesują się seksem ci, których najmniej interesuje miłość. To właśnie oni wmawiają sobie to, że prezerwatywa gwarantuje „bezpieczny seks”. Szczęśliwa kobieta nie zwiąże się z takim mężczyzną, który choćby raz w życiu „potrzebował”  prezerwatywy.

             Kochać mogą tylko silni

            Mądrze przeżyte zakochanie prowadzi do odkrycia, że ono nie jest celem lecz drogą do celu. Celem jest stawanie się osobą, która potrafi kochać. Kochać to wystawiać się na zranienie. „Pokochaj cokolwiek, a twoje serce z pewnością odczuje ból, a może nawet zostanie złamane. Jeśli chcesz mieć pewność utrzymania serca w stanie nienaruszonym, nie wolno ci go ofiarować nikomu. Otul je ostrożnie swoimi hobby i odrobiną luksusu, unikaj wszelkich komplikacji, zamknij je bezpiecznie w szkatule lub trumnie własnego egoizmu. Ale w tej szkatule - bezpieczne, w ciemności, w bezruchu, bez powietrza - ono się zmieni. Nie będzie złamane, nie, ono stanie się nie do złamania, nieprzystępne, zatwardziałe... Jedynym miejscem poza Niebem, gdzie możesz być doskonale zabezpieczony przed wszystkimi niebezpieczeństwami... miłości, jest Piekło" (C.S. Lewis). Kochać to być tak mocnym, by móc stać się kimś bezbronnym wobec kochanych osób. Kto kocha, ten potrafi być ofiarny i jest w stanie przetrzymać chwile cierpienia. Nigdy jednak i nikomu nie „poświęci” tego, co się sprzeciwia miłości, czyli nie zgodzi się na nic, co naruszałoby jego godność, czystość, wolność i świętość. Alternatywą dla cierpienia, które czasem jest ceną za miłość, staje się niewyobrażalnie większe cierpienie, które jest ceną za egoizm. Takie cierpienie prowadzi do agresji, rozgoryczenia, uzależnień, rozpaczy, samobójstwa. Jarzmo Jezusa jest lekkie, bo jest to jarzmo trwania w radosnej miłości. Natomiast ciężar nie do uniknięcia wkładają na siebie ci, którzy zabijają, cudzołożą, kradną, kłamią, pożądają, nie szanują nawet rodziców, a w miejsce Boga stawiają samych siebie, popęd, alkohol, przyjemność…

            Przed narzeczeństwem
            Chodzenie ze sobą to przyglądanie się sobie nawzajem – i to nie tylko na randkach! – czy ta druga osoba jest na tyle mądra, dobra, stanowcza i odważna, by można było zawierzyć jej własny los i los przyszłych dzieci, które będą potrzebować obecności kochających, czułych, dojrzałych i szczęśliwych rodziców. Przełomem w miłości mężczyzny i kobiety jest zdolność podjęcia decyzji o byciu razem na zawsze. Małżeństwa nie zawierają popędy, uczucia, hormony czy feromony lecz świadome i odpowiedzialne osoby. Czas przed narzeczeństwem to przechodzenie z emocjonalnego zauroczenia w miłość silniejszą od uczuć i od śmierci. Decyzja o małżeństwie jest rozsądna wtedy, gdy ona i on każdego dnia cieszą się sobą bardziej, gdy coraz bardziej siebie rozumieją, szanują, upewniają o miłości. Narzeczony to ktoś, kto tak bardzo upewnił dziewczynę o swej miłości, że ona pozwoli mu na to, by upewniał ją o tym przez resztę życia. Dojrzały mężczyzna wie, że małżeństwo to nie smutna rezygnacja z innych kobiet ze względu na żonę, lecz radosne postawienie żony ponad wszystkie kobiety świata!

            Serce szczęśliwej kobiety może zdobyć tylko ten, kto okazuje jej miłość, ale nie usiłuje za nią decydować, czy zdobył jej serce. Szczęśliwa dziewczyna nie zawierzy losu swego i swoich dzieci komuś, kto ma najmniejsze choćby wątpliwości co do tego, że małżeństwo oznacza więź najważniejszą i nierozerwalną. Tylko ta przysięga małżeńska, jaką proponuje Kościół katolicki, jest zgodna z pragnieniami oraz ideałami tych narzeczonych, którzy pragną kochać siebie wzajemnie w sposób wierny i nieodwołalny. Są pewni tego, że żadna mniejsza miłość nie wystarczy im do szczęścia i że żadna mniejsza miłość nie jest miłością. „Gdy ktoś Ciebie naprawdę kocha, to dom może się zawalić, a ty i tak będziesz czuł się jak w domu” (Phil Bosmans).