4 kwietnia 2011 wyemitowano znany Polakom program, do którego zostałam zaproszona i w którym - po ciężkich negocjacjach - zdecydowałam się wystąpić. Temat programu miał dotyczyć czystości przedmałżeńskiej. Ostatecznie zmieniono jego tytuł na kompletnie niezwiązany ze mną oraz Magdą - koleżanką, z którą wystąpiłam (1. Żadna z nas do żadnego klubu nie należy, 2. Nastolatkami też nie jesteśmy).
Miałyśmy pełną świadomość charakteru tego programu (że właściwie chodzi w nim o wyśmianie kolejnych dziwaków i że za takich możemy zostać przez tamtejszych ludzi uznane. Ale postanowiłyśmy podjąć wyzwanie). Cóż, wyszło kiepsko: program nie wywiązał się z umowy (publiczność miała być przynajmniej w połowie po naszej stronie! Nawet zapewniłyśmy odpowiednią liczbę osób, które by nas wspierały. Pytania też miały padać takie, jak ustaliłyśmy z redakcją - w rzeczywistości w czasie nagrania musiałyśmy przypominać tę umowę.
Podpisy pod moją wypowiedzią były albo sprzeczne z tym, co mówiłam, albo niezwiązane, bo na kilka tematów nie wypowiedziałam się.
Pozostaje mieć nadzieję, że bystrzejsi widzowie skupiają się na konkretnych wypowiedziach.
Cóż, chyba nikt nie ma wątpliwości, że autorzy posługują się manipulacjami, a ich celem nie jest ukazanie rzeczywistości, lecz życzliwe ukazywanie wszystkiego, co niemoralne czy niedojrzałe, a jednocześnie ukazywanie w krzywym zwierciadle wszystkiego, co dobre, prawdziwe i piękne. Autorzy programu nie traktują więc poważnie telewidzów i promują zło. Pozostaje pytanie: czy robią to tylko dla pieniędzy, czy też mają inne jeszcze cele?…
Dziękuję wszystkim osobom, które po emisji programu pisały i mówiły mi o tym, że odważne stawanie po stronie mądrych wartości, było dla nich umocnieniem. Liczne sygnały od wielu osób - zwłaszcza młodych - upewniają mnie, że mówienie o wartościach ma sens nawet w "paszczy lwa"...
P.S. Proszę nie traktować mojego występu w programie jako potwierdzenia, że inne opowiadane tam historie są autentyczne.
Marzenia o miłości i radości...
„Trudno jest żyć bez radości. Codzienność wydaje się wtedy szara, a zwykłe obowiązki stają się nieznośnym ciężarem. Nic i nikt nas nie cieszy.
Im więcej w nas smutku, tym bardziej tęsknimy za radością, a jednocześnie tym bardziej uświadamiamy sobie to, że należy ona nie tylko do
najbardziej upragnionych, ale też do najbardziej deficytowych dóbr na tej ziemi. (…) Radość nie jest ani sensem, ani celem naszego życia,
ale daje nam umocnienie, którego potrzebujemy, by wytrwać w miłości do końca."
Fr. książki: pt. „Niezawodna radość” (Wyd. eSPe, Kraków 2007)